Informujemy, że do 11 października b.r. wpłynęło do Gminnego Ośrodka Kultury w Hyżnem 6 prac na konkurs literacki pn. „Opowieści Wąskotorowe”.

Poniżej prezentujemy listę laureatów:

I MIEJSCE:  Klaudia Kudła – uczennica Szkoły Podstawowej w Dylągówce

Tytuł pracy: „Ciuchcią po życie”

II MIEJSCE: Anna Kata – uczennica Szkoły Podstawowej w Wólce Hyżneńskiej

Tytuł pracy: „Opowieści wąskotorowe babci Basi”

III MIEJSCE: Magdalena Borowiec – uczennica Szkoły Podstawowej w Dylągówce

Tytuł pracy: „Noc w tunelu”

 

WYRÓŻNIENIA:

Aleksandra Pietryka – uczennica Szkoły Podstawowej w Dylągówce

Tytuł pracy: „Lato z wąskotorówką”

Zuzanna Makarska – uczennica Szkoły Podstawowej w Dylągówce

Tytuł pracy: „Spotkanie w pociągu”

Julia Szary – uczennica Szkoły Podstawowej w Dylągówce

Tytuł pracy: „Podróż do cioci Heleny”

 

Zwycięzcom serdecznie GRATULUJEMY!!! Dziękujemy wszystkim uczestnikom za udział w konkursie.

Nagrody i dyplomy zostaną dostarczone Laureatom do szkół.

Dodatkowo nagrodzone prace (I, II i III miejsce) będą prezentowane podczas finału konkursu 26 października 2019 r. o godz. 10:00 w Miejskim Ośrodku Kultury w Przeworsku, na który serdecznie zapraszamy!

Teksty wszystkich prac publikujemy poniżej.

 

  Klaudia Kudła  – „Ciuchcią po życie”

Zapowiadał się piękny dzień, a był to początek wiosny. Świat wyłaniał się powoli spod śnieżnej poduchy, tu i ówdzie kwiaty wychylały swoje główki, a ptaki od czasu do czasu umilały życie zwykłych ludzi radosnym śpiewem.

Pani Monika opowiadała swojej 5-letniej córce o swojej podróży pociągiem, a było to dwadzieścia lat temu. Basia choć miała tylko parę lat, chłonęła opowieść mamy z szeroko otwartymi oczami i rozdziawioną buzią.

-Mońka, chodź już do dom! – zawołała stryjno, u której mieszkały.

-Trza wydoić krowę i wyścigać kaczki na dwór! – powiedziała.

Pani Monika prędko wykonała pracę, gdyż mieszkała w Dylągówce u swojej ciotki w zamian za pomoc w gospodarstwie. Była ona samotną matką, a na domiar złego Basia była chorym dzieckiem. Cierpiała na poważną wadę serca, którą można było zoperować tylko za granicą i to za duże pieniądze. Kobiety nie stać było na taki wydatek, więc drżąc z dnia na dzień o życie córki, starała się dać jej to, co najlepsze i kochać najmocniej jak potrafi.

Kiedy przyszła pora obiadu i domownicy usiedli do stołu, odezwała się Basia:

-Mamo, czy ja kiedyś będę mogła jechać pociągiem? Tak bardzo ja by chciała.

Pani Monika kiwnęła głową, że tak, ale w jej głowie kołatała się myśl: „Gdzie ja to moje chore dziecko wezmę w tak daleką podróż”.

Ciotka przysłuchując się temu, choć była kobietą nieczułą, podsunęła Monice pewien pomysł.

-Przecie możesz zabrać dziywcze na kolejkę wąskotorowo z Przeworska do Dynowa, to tak niedaleko, to jest staro kolejka. Zbudowali jo w roku 1904 i jej właścicielym był książę Lubomirski, najpiyrw przewoziła buroki do cukrowni ale teraz wozi turystów. Pani Monika była pełna podziwu   i wdzięczności dla staruszki. Postanowiła zabrać córkę na przejażdżkę. Z ostatnich pieniędzy jakie miała kupiła bilety, a cioteczny brat Gienek zawiózł turystki furmanką do Przeworska na stację początkową. Basia była „wniebowzięta”, a jej mama pełna obaw. Kobiety nie były same w przedziale, okazało się, że będzie im towarzyszyć kilkanaście osób, a między nimi mężczyzna, który bacznie im się przyglądał. Podróż zaczęła się w dolinie rzeki, kolejka pokonywała długi i proste odcinki między polami uprawnymi, następnie zaliczono dwa stalowe mosty nad rzeką Mleczką, a później sztuczny zbiornik w Łopuszce. Kolejnym etapem były ostre zakręty i strome podjazdy w Jaworniku Polskim. Basia była tak szczęśliwa, że nic nie mówiąc, chłonęła wszystkie te obrazy z zapartym tchem. Gdy wszyscy czekali na słynny tunel w Szklarach, nagle kolejka zaczęła hamować, okazało się, że w środku tunelu istnieje jeszcze oblodzenie i przejazd będzie niemożliwy.

-No coś takiego, a ja nie zabrałam kurtki dla Basi, dziecko mi zmarznie i się rozchoruje – narzekała pani Monika.

W tym momencie podszedł do niej tajemniczy mężczyzna i zagadnął:

– Czy pani nazywa się  Monika Jasińska?

Kobieta odpowiedziała, że tak i ku swojemu zdziwieniu rozpoznała w nieznajomym dawnego kolegę ze szkoły, który po długim pobycie za granicą wrócił do kraju. Pan Zdzisek, bo tak miał na imię, okrył Basię swoją marynarką aby nie zmarzła i razem czekali na pomoc. Ta niebawem nadeszła. Pracownicy z pomocy technicznej ostro zabrali się do pracy, kuli kilofami zmarzlinę, a ludziom kazali się odsunąć na bezpieczną odległość. W pewnej chwili Basia podbiegła kilka metrów, bo zobaczyła śliczny kamień, który wytoczył się spod ciuchci, szybko schowała go do kieszeni i wróciła do mamy. Po godzinie robotnicy skończyli pracę i można było ruszać dalej. Wszyscy podróżni byli bardzo szczęśliwi, a Monika i Zdzisek usiedli obok siebie   i wspominali dawne czasy. Kobieta narzekała na swój los i chorobę córki. Basia słuchając tych opowieści, przysypiała, gdyż była już dość zmęczona. Kiedy przejechali tunel w Szklarach liczący 602 metry, ich oczom ukazał się piękny krajobraz Pogórza Dynowskiego na tle zachodzącego słońca. Po zakończonej podróży,  pani Monika pożegnała się ze swoim przyjacielem, oddając mu marynarkę, nie sądziła, że jeszcze kiedyś się spotkają. Turystki wróciły do domu, a Basia jeszcze przez parę dni opowiadała wszystkim dookoła, co przeżyła. Życie toczyło się dalej, czas płynął nieubłagalnie, a dziewczynka coraz gorzej się czuła. Pewnego dnia pod drzwiami domu stanął Zdzisek z uśmiechem na twarzy. Ciotka z niechęcią wpuściła nieznajomego do domu, ale okazało się że to dobry człowiek. Miał dla nich wspaniałą wiadomość. Gdy po przejażdżce kolejką, wrócił do domu, w jego kieszeni był dziwny przedmiot. Tak, to był  ten kamień, który znalazła Basia, lecz to nie był zwykły kamień, ale coś zatopionego       w lodzie. Kiedy lód stopniał, okazało się, że tym przedmiotem jest korona austro-węgierska z roku 1904 i to cała ze złota. Pan Zdzisek go sprzedał i w zamian otrzymał wysoką sumę, którą właśnie przywiózł Basi. Gdy to usłyszała jej mama, omal nie zemdlała. Wkrótce Basia w towarzystwie bliskich wyjechała na operację do USA, gdzie okazało się, że jej wada nie jest aż tak poważna, jak mówiono. Zabieg przebiegł pomyślnie i gdy doszła do siebie, już jako zdrowa 6-latka wróciła do domu. Wielkie było jej zdziwienie, gdy zobaczyła śliczny domek obok tej starej chałupy, w której do tej pory mieszkała. To pan Zdzisek, za pozostałe pieniądze wybudował dom, w którym czekała jej ukochana mama oraz ciotka krzątająca się przy kuchni.

Jak się okazało później, Basia nie tylko zyskała zdrowie, ale i ojca, którym stał się Zdzisek, żeniąc się z jej mamą.

 Anna Kata – „Opowieści wąskotorowe babci Basi’

To był wakacyjny pełen słońca niedzielny poranek, kiedy moja babcia Basia z uśmiechem na twarzy oznajmiła:

– Dzisiaj Aniu zabieram Cię na małą przejażdżkę! –  Na mojej twarzy zapadło niesamowite zdziwienie, kiedy usłyszałam z jakim entuzjazmem i energią babcia to powiedziała. Ogromna ciekawość zaczęła pożerać moje myśli, dokąd babcia chce mnie zabrać. W mgnieniu oka spakowałam rzeczy, które miałam pod ręką i ruszyłyśmy w drogę. Spokojnym spacerkiem podążałyśmy polną drogą. Wśród złocistych łanów zbóż słychać było granie świerszczy

i delikatny szum rzeki Mleczki. W oddali zauważyłam parterowy drewniany budynek,  do którego najwyraźniej zbliżałyśmy się. Babcia milczała, a ja nie śmiałam o nic zapytać. Gdy dotarłyśmy do budynku, przeczytałam nazwę „ Hadle Szklarskie ”. Zatrzymałyśmy się i babcia Basia oznajmiła, że w tym miejscu zaczyna się nasza dzisiejsza przygoda. Zupełnie nie rozumiałam, co tutaj robimy i dlaczego babcia z takim głębokim westchnieniem do mnie mówiła. Jak się okazało nasza przejażdżka i przygoda zaczęła się od niezapomnianych wspomnień z dzieciństwa mojej babci. Otóż budynek, obok którego stałyśmy, była to stacja kolejki wąskotorowej i miejsce dostarczania buraków cukrowych do cukrowni w Przeworsku  przez moich pradziadków, czyli rodziców mojej babci .

Nagle interesującą opowieść babci przerwał donośny gwizd. Spojrzałam na zegarek, była dokładnie godzina 11.21. Podniosłam głowę i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam czerwoną kolejkę wąskotorową z czerwonymi wagonami i wesołymi pasażerami , którzy już z daleka zaczęli do nas machać radośnie rękami.

– Aniu, wsiadamy!- rzekła radośnie babcia Basia. Usiadłyśmy w wagoniku i babcia dalej kontynuowała swoją opowieść. Jak się okazało transportem przewożącym buraki cukrowe była kolejka wąskotorowa, którą właśnie podążałyśmy do przodu. Ale najbardziej cenną wiadomością do tej pory było to, że cukier produkowany z buraków cukrowych między innymi uprawianych przez moich pradziadków, a później babcię i dziadka, był luksusowym towarem w kraju i za granicą. Budowniczym cukrowni w Przeworsku był książę Andrzej Lubomirski. Cukrownia zrodziła pomysł powstania, jak dodała babcia „ Galicyjskiej Kolejki ” wąskotorowej, która miała wozić buraki cukrowe od plantatorów do Przeworska. Dowiedziałam się, że powstała w okresie panowania cesarstwa austro – węgierskiego w 1984 roku dzięki ówczesnym właścicielom ziemskim w Bachórzu i Łopuszce Wielkiej. Babcia doskonale pamiętała z opowieści rodziców, że projekt linii opracował inż. Gwalbert Ziembicki, a projekt szczegółowy inż. Maurycy Machalski. Ówczesne władze wojskowe miały pewne zastrzeżenia do projektu i zmieniono koncepcję na linię wąskotorową. Linia kolejowa została uruchomiona 8 września 1904 roku.

Opowieść babci Basi przerwał pisk i zachwyt pasażerów, gdyż właśnie kolejka wjeżdżała w delikatny zakręt, a tych na całej trasie nie brakowało. Przejeżdżaliśmy przez pola i łąki oraz kamienny i stalowy most. Nie wspomnę o tym, że od samego początku oprócz babci miałam jeszcze jednego towarzysza podróży- motylka cytrynka, który siedział obok mnie na krawędzi okna wagonu i od czasu do czasu machał delikatnie skrzydełkami. Babcia kontynuowała opowieść dalej, a mianowicie, że początkowo linia kolejowa miała 44 kilometry długości oraz otwarto 6 stacji kolejowych  w tym również znalazła się stacja „ Hadle Szklarskie ”, z której razem z babcią rozpoczęłyśmy dzisiejszą podróż. Babcia nagle zamilkła. Wychyliłam głowę przez okno wagonu, zobaczyłam drewniane drzwi i ciemność.

– Babciu… – zapytałam – co się dzieje? – Ktoś szepnął:                                                                                – – Wjechaliśmy w słynny tunel w miejscowości Szklary! – Ciemność trwała na odcinku 602 metrów. Otwarte drewniane drzwi wjazdowe z oddali stały się tylko małym jasnym otworkiem. Tak przemierzyliśmy najdłuższy i najstarszy tunel w Polsce kolejki wąskotorowej, położony w miejscowości Szklary w okolicy Dynowa. Dzięki temu tunelowi kolejka pokonała wał wzniesień między dolinami rzek Mleczki i Sanu, czyli pomiędzy Kotliną Sandomierską a Pogórzem Dynowskim. Ach co za frajda i przeżycie! – westchnęłam.

Na końcu tunelu Przeworska Kolejka zatrzymała się, wszyscy pasażerowie mogli wysiąść i zobaczyć tunel w środku. Bardzo bałam się wejść do wnętrza tunelu, mój towarzysz motylek również złożył skrzydełka i przylepiony do wagonu nie miał ochoty się poruszyć, ale z pomocą babci pokonałam strach i weszłam do tunelu. Jego wnętrze wykonane było z kamiennych ciosów. Pokrywa go 30 metrowa warstwa ziemi. Jak wspomina babcia z głębokim wzruszeniem i łzami w oczach wykonanie tunelu było niesamowitym przykładem pracowitości i umiejętności dawnych mieszkańców, ponieważ wszystkie prace wykonywano ręcznie, własną siłą ludzką. Wychodząc z tunelu wszyscy pasażerowie na pożegnanie krzyknęli:

– Do Zobaczenia ! – którego echo było jeszcze słychać kilka razy. Ruszyliśmy dalej poprzez pagórki i doliny pomiędzy uprawami rzepaku i złotymi łanami zbóż. Machaliśmy napotkanym ludziom, a oni nam odwzajemniali gest machania ręką. Babcia opowiadała, że Przeworska Kolejka Wąskotorowa nie tylko przewoziła buraki cukrowe, ale również drewno i żwir ze żwirowisk ze Sanu. W okresie wojennym i międzywojennym była jedynym środkiem komunikacji ze światem, gdyż nie było autobusów tak jak teraz.

Nasza podróż kolejką wąskotorową dobiegała końca. Wysiadłyśmy z babcią na stacji w Bachórzu. Jak się okazało czekała na nas jeszcze jedna niespodzianka, najpyszniejsze proziaki z sosem czosnkowym w Karczmie pod Semaforem, a później kąpiel w rzece San. I tak zakończyła się moja wspaniała przejażdżka Przeworską Kolejką Wąskotorową. To były niezapomniane chwile, a opowieści babci przenosiły mnie w odległe czasy pełne trudu, ciężkiej pracy i starań o budowę Kolejki Wąskotorowej. Dzięki naszym przodkom ich wysiłkom możemy pięknie spędzić wolny czas na przejażdżce Kolejką podziwiając naturalny krajobraz podkarpacia. Dziękuję mojej babci za najpiękniejsze chwile, które na zawsze pozostaną w moim sercu.

 

Magdalena Borowiec –  „Noc w tunelu”

Do niewielkiej miejscowości znajdującej się na Pogórzu Dynowskim, przyjechała do krewnych na wakacje pewna rodzina ze swoim ośmioletnim synem. Chłopiec miał na imię Maciek, był bardzo nieśmiały i smutny, nie lubił nowych miejsc i poznawania nowych ludzi. Uważał, że ten wyjazd będzie dla niego nudny. Nie wiedział jednak jakie niespodzianki i przygody szykuje dla niego los. Kuzyni mamy, do których przyjechali, mieli starszego od niego o dwa lata syna Adasia. Chłopiec był przeciwieństwem Maćka, gadatliwy i wesoły, bardzo ruchliwy i ciekawy świata. Ucieszył się bardzo, że w czasie wakacji będzie miał kompana do zabawy. Już obmyślał plany na fantastyczne zabawy z nowym kolegą. Chłopcy bardzo się polubili, pomimo tego jak bardzo byli różni. Spędzali ze sobą każdą chwilę. Rodzice Maćka cieszyli się, że ich syn ma przyjaciela, dzięki któremu tak bardzo się zmienił, stał się bardziej rozmowny i wesoły. Adaś miał w domu dwa psy: Sarę i Maxa, były to owczarki niemieckie, które Maciek od razu pokochał z całego serca. Uwielbiał jak psy towarzyszyły im we wszystkich wspólnych zabawach. Psy natomiast nie odstępowały chłopców na krok.

Tak też było w dniu, kiedy Adaś wymyślił zabawę w poszukiwanie skarbów. Narysował mapę z licznymi wskazówkami, które miały doprowadzić ich do skarbu. Razem z Maćkiem, bez wiedzy rodziców, udali się do pobliskiego lasu na poszukiwania. Bawili się wesoło, biegając po lesie, zaglądając w każdą norę, czy przypadkiem właśnie tam nie ma ukrytej skrzyni ze skarbami piratów. Psy biegały z chłopcami, pilnując ich. Przyjaciele tak zatracili się w zabawie, że nawet nie zauważyli, iż zbliża się noc. Zabawa trwała w najlepsze, gdy nagle biegnąc przed siebie Adaś potknął  się o wystającą gałąź i spadł w przepaść. Maciek zszedł do niego ostrożnie, próbując go ratować. Chłopcy nie mogli jednak się wydostać na górę, bo Adaś skręcił sobie kostkę. Mimo wielu wysiłków nie wydostali się z pułapki. Przerażeni chłopcy nie wiedzieli co dalej robić. Sara zaszczekała i polizała chłopców dając im jakieś znaki. Poprowadziła ich do tunelu, aby się tam skryli przed nocą i zimnem. Adaś domyślił się, że jest to tunel kolejki wąskotorowej w Szklarach, którą jeździł z rodzicami w czasie wakacji. Zrozumiał wtedy jak bardzo oddalili się od domu i że wcale nie zna drogi powrotnej. Chłopcy przytulili się do siebie, dygocąc ze strachu. Tak postanowili przeczekać noc. Sara ogrzewała ich swoim ciałem, nie wiedzieli tylko dlaczego nie ma z mini Maxa. Chłopcy martwili się o drugiego psa, myśląc, że mu się coś złego stało. Zasmuceni i zmęczeni zasnęli.

Nie wiedzieli jednak, że Max pobiegł w kierunku domu, aby sprowadzić pomoc. Miał do pokonania kilka kilometrów, bo chłopcy tak bardzo oddalili się od domu. Max wbiegł na podwórko, głośno szczekając, gdzie zastał zdenerwowanych  rodziców chłopców, od kilku godzin ich szukających. Dawał im znaki, żeby za nim poszli, tak doprowadził ich do chłopców, do tunelu kolejki. Rodzice znaleźli chłopców śpiących, wtulonych w czuwającą Sarę. Głośne, radosne szczekanie Maxa obudziło ich. Wszyscy szczęśliwie wrócili do domu,   a dzieci musiały obiecać, że nigdy więcej bez wiedzy rodziców nie oddalą się od domu.

Przygoda chłopców zakończyła się pomyślnie dzięki wspaniałej postawie psów. Adaś      i Maciek w podziękowaniu kupili swoim pupilom dużo psich smakołyków, chcąc im się odwdzięczyć za pomoc. Całe to wydarzenie zacieśniło przyjaźń chłopców, a Maciek zrozumiał, jaką wielką miłością i oddaniem może obdarzyć pies swojego przyjaciela. Od tej pory jego największym marzeniem było posiadanie psa i o to postanowił poprosić rodziców po powrocie do domu.

 

Aleksandra Pietryka – „Lato z wąskotorówką”

Było piękne, słoneczne popołudnie ja, siostra Ewa, brat Grzesiek i mama Krysia jak co dzień wyruszyliśmy w pole. Nadszedł dzień zbiorów, więc z całą rodziną poszliśmy kosić zboże. Zbliżała się godzina 15.00, z siostrą poszłyśmy obejrzeć przejeżdżającą wąskotorówkę obok naszego pola.

Bardzo chciałam przejechać się kolejką do mojej cioci Jańci, która mieszkała                                    w Jaworniku Polskim. Z Ewą uwielbiałyśmy spędzać wakacyjny czas u niej, ponieważ nieopodal jej domu była budka z wyśmienitymi lodami pistacjowymi. Największą radością podczas jazdy do Jawornika był przejazd ciuchcią przez tunel, zatrzymywała się przed wjazdem do tunelu na ok 15 minut.

W trakcie tej przerwy każdy z pasażerów mógł się przekonać jak długi jest tunel, z czego jest zbudowany oraz  jak wygląda w środku, a szczególnie wnęki w których można się skryć, bo ludzie opowiadali różne historie. To było ciekawe, ponieważ tunel ma długość średnio. 604 m, mówią, że w czasie II wojny ludzie ukrywali się tam z całym dobytkiem przed Niemcami. Mama znalazła nas leżące obok torów, nasłuchujące, czy ciuchcia nadjeżdża. Obiecała nam, że gdy zaczną się wakacje pojedziemy do cioci kolejką. Byłyśmy bardzo podekscytowane tą myślą. Został ostatni tydzień szkoły. Byłam już zmęczona całym rokiem nauki i od miesiąca czekałam na wakacje. Oceny miałam bardzo dobre, ale nie lubiłam się uczyć, wolałam pomagać mamie  w ogródku, lub po prostu sprzątać dom.

W końcu nadszedł czas wakacji, więc z Ewą zaczęłyśmy pakować walizki na wyjazd. Rankiem mama zaprowadziła nas na stację, kupiła bilety i poczekała z nami na pociąg.

Wąskotorówka spóźniła się trochę, bo w wagonach miała jeszcze buraki cukrowe, które musiała dostarczyć do cukrowni w Przeworsku, a w ostatnich wagonach towarowych ciągnęła ogromne drewna. Po półtorej godziny jazdy, w końcu dojechaliśmy na miejsce, gdzie ciocia czekała na nas, na stacji uśmiechnięta od ucha do ucha. Wybiegłyśmy z pociągu z bagażami, wpadając jej    w ramiona. Od razu wyruszyłyśmy w stronę budki z lodami, a po drodze opowiadałyśmy, co u nas słychać i u naszej mamy, poprosiłam też ciocię o przybliżenie historii wąskotorówki. Bardzo lubiła opowiadać o różnych przygodach, ponieważ była oczytana i posiadała bardzo dużo informacji na różne tematy.

Opowiedziała,że wąskotorówkę zaczęto budować w ok. 1905 roku., że służyła wówczas ludziom do przemieszczania się z miejscowości do sąsiedniej wioski, przewoziła również zwierzęta, towary na skup, pomyślałam, że do tego czasu służy jako transport drewna, buraków  i innych surowców.

-To co dziewczynki zaplanowałyście coś na czas pobytu u mnie?- zapytała ciocia, może chcecie zwiedzić Jawornik?

-Z chęcią!- odpowiedziałyśmy i wyruszyłyśmy przed siebie w poszukiwaniu przygód.

Gdy wróciłyśmy do domu w drzwiach stał tajemniczy pan z jakąś przesyłką w ręku, okazało się ,że to było zaproszenie na wystawę obrazów znanego malarza ze wsi Szklary. A tytuł wystawy brzmiał: Wąskotorówką w odległe czasy ku Niepodległości. Jaki piękny prezent otrzymała ciocia! – pomyślałam, ale też wiedziałam, że zaproponuje mi  wspólne obejrzenie obrazów. Bardzo się ucieszyłam na to spotkanie, ponieważ chciałam poznać jak najwięcej informacji o naszej ciuchci, jestem dumna, że przejeżdża przez Bachórz i zapewniam, że przejazd przez tunel w Szklarach to niesamowite przeżycie, a historie opowiadane przez starszych mieszkańców miejscowości, przez które wiedzie trasa kolejki, nadają się na powieści.

Na zakończenie dodam, że rozmawiałam z panią, która jako małe dziecko ze swoimi rodzicami  i dwoma braćmi wyjechała do USA i ich podróż zaczęła się ze stacji kolejowej w Szklarach, koleją dojechali do Przeworska, stamtąd kolejką do Gdyni i dopiero statkiem Batorym do Ameryki. Moja rozmówczyni ma dzisiaj 70 lat, mieszka w Los Angeles, ale co kilka lat odwiedza Polskę, bo w Szklarach jest jej dom rodzinny (pozostałość) i radosne wspomnienia, kiedy  z braćmi bawiła się na torach, przez tunel wędrowali jej rodzice na targ co poniedziałek do Jawornika (o było krócej). Uwielbia spacerować po torach, kiedy przyjeżdża, ma dużo zdjęć na zabytkowym, choć niebezpiecznym moście w Szklarach.To tylko kilka wątków wiążących się z „Naszą ciuchcią”.

Zuzanna Makarska – „Spotkanie w pociągu”

Pewnego letniego dnia 1946 r. do Szklarów przyjechała wielodzietna rodzina: matka z piątka dzieci z Ukrainy. Dzieci były małe, niektóre jeszcze nie umiały chodzić. Najstarszy syn miał dziesięć lat, mimo swojego młodego wieku, pomagał matce w opiece nad rodzeństwem.

Pięć lat później chłopiec nauczył się mówić po polsku i poprosił mamę:

– Mamusiu, mam zarobione pieniądze, czy mógłbym przejechać się pociągiem? Stacja jest niedaleko. Proszę, to jest moje marzenie od dzieciństwa!

– Stasiu- ponieważ tak miał na imię chłopiec – nie wiem, musisz mi pomagać, wiesz, że sama nie daję rady.

_mamusiu, ale to tylko dwie godzinki.

-Dobrze, zgadzam się, ale szybko wracaj i nie rozmawiaj z nieznajomymi.

Dziękuję, nawet nie wiesz jak się cieszę!

Następnego dnia chłopiec poszedł na stację, kupił bilet i dwadzieścia minut  po tym był już w pociągu.

Cieszył się ponieważ było to jego największe marzenie. Pociąg dojechał do tunelu i zatrzymał się. Stasiowi wydało się to dziwne, ale pomyślał, że to tylko mała awaria, lecz minęło 10 minut, 20 minut, a pociąg nie ruszał. Do wagonu weszła duża grupa ludzi z malutkimi dziećmi. Po tym pociąg ruszył. Ludzie siedzieli cicho i do nikogo się nie odzywali, jednak gdy Staś wyciągnął czekoladę torby, dzieci podbiegły do niego i zapytały go po ukraińsku, czy może je poczęstować. Staś rozumiał co mówiły i podzielił się z nimi. Dzieci szybko odbiegły od rodziców. Chłopiec spoglądną na rodzinę Ukraińców i rozpoznał ich. Byli to jego sąsiedzi z czasów wojny. Staś podszedł do nich i zapytał czy go pamiętają. Rodzina go rozpoznała. Gdy był mały, ci ludzie bardzo im pomagali finansowo, ponieważ pochodzili z bogatej rodziny. Jednak w czasie wojny cześć ich rodziny zabito i okradziono. Chłopiec zaproponował dawnym sąsiadom nocleg w ich domu. Znajomi odmówili ponieważ jechali do Gdańska, gdzie ich bliski przyjaciel podarował im dom. Staś namawiał rodzinę na odwiedziny, lecz oni stanowczo odmówili.

Staś powiedział po polsku:

– Na pewno nie chcecie w naszej chałupie się zatrzymać?

Zdumiało go to, że pan odpowiedział mu po polsku:

– Nie, nie trzeba chłopcze.

-Rozumiecie po polsku?

-Tylko ja.

Chłopiec nie ciągnął dalej rozmowy. Gdy pociąg się zatrzymał, Staś pożegnała się z dawnymi sąsiadami, a gdy wrócił do domu opowiedział to mamie. Po trzydziestu latach Stanisław opowiedział tę historię swoim dzieciom. I mimo tego, że już nigdy się nie spotkali zapamiętał to spotkanie do końca życia.

 

Julia Szary – „Podróż do cioci Heleny”

    Dzisiejszy dzień był bardzo ciepły, jak na październik. Wróciłam ze szkoły. Otworzyłam drzwi, a mama mnie przywitała miską zupy jarzynowej. Gdy już zasiadałam do stołu, usłyszałam, że ktoś puka do drzwi. To listonosz z listem zaadresowanym do mnie.Ucieszyłam się, bo rzadko dostaję listy. Był on od cioci Heleny Gajewskiej. Napisała w nim, że wróciła do Przeworska na stałe i ma mi dużo do przekazania. List został napisany kilka dni temu czyli 29 września 1981 roku.

     Postanowiłyśmy do niej pojechać. Kilka dni później mama kupiła dwa bilety. Wyjechaliśmy o 9:00.W wagoniku siedziało się bardzo przyjemnie, ale mieliśmy bardzo głośnych  sąsiadów . Przez większość drogi podziwiałam pasące się krowy, pola i lasy. Nagle kolejka się zatrzymała, do wagonu wbiegł jakiś mężczyzna, wyglądał  na zdenerwowanego i jednocześnie zagubionego. Ludzie zamilkli, a on zaczął coś krzyczeć w obcym języku. Trochę się przestraszyłam, tak jak wszyscy inni. Mężczyzna wybiegł, udał się do ostatniego wagonika i zabrał jakąś beczkę. To było bardzo dziwne, ale konduktor wcale się tym nie przejmował. Ruszyliśmy dalej, jakby się nic nie stało. Mama czytała książkę, ale jej oczy wcale nie śledziły tekstu,  tylko patrzyły się w jedno miejsce. Wjechaliśmy do tunelu, było  w nim bardzo ciemno. Usłyszałam huk i kolejka znowu się zatrzymała. Co tu się dzieje?! –krzyczeli wszyscy pasażerowie,  ci którzy mieli zapałki, zapalili je, żeby mieć trochę światła. Ludzie byli przestraszeni i źli, a ja nie wiedziałam co mam robić. Moja mama kazała mi zostać i wyszła gdzieś z palącym się drewienkiem. Nawet  nasi głośni sąsiedzi umilkli. Wszyscy, oprócz mnie wyszli z wagoników, zostałam tylko ja z pustym pudełeczkiem po zapałkach. Miałam ochotę wyjść, ale mama mi zabroniła. Czekałam chyba pół godziny, aż ktoś po mnie przyjdzie. Zorientowałam się, że jestem w kolejce całkiem sama zawołałam:

Halo!? Czy jest tu ktoś? Nikt mi nie odpowiedział . Przestraszyłam się, chciałam wyjść, ale było zbyt ciemno. Zostałam uwięziona. Chwilę po tym usłyszałam wołanie: pobudka! Elżbietko już jesteśmy na miejscu! Obudziłam się i powiedziałam:

-Ach jak dobrze, że to tylko sen!

-Przespałaś całą drogę.  Co Ci się takiego śniło? – zapytała rozradowana mama.

-Oj, to długa historia, ale wszystko wyglądało tak prawdziwie – powiedziałam zaspana.

-Opowiesz mi wszystko, a teraz wyjdźmy z tej kolejki, zanim pojedzie z nami z powrotem -powiedziała mama.

Wyszłyśmy i kupiłyśmy sobie lody. Krzyknęłam:

-Mamo! Widzisz tego mężczyznę? To ten którego widziałam we śnie, on wbiegł do kolejki. – wykrzyknęłam.

-Jakiego mężczyznę? Widzę tego pana pierwszy raz- powiedziała zdziwiona mama.

-Ja już nic nie rozumiem! – wykrzyknęłam zdenerwowana.

   Siedział on  na ławce i uśmiechał się do mnie. Poszłyśmy do cioci. Przywitała nas pysznym obiadem. Pokazała nam dużo rzeczy, a ja opowiedziałam o swoim śnie. Były bardzo zaciekawione.